Studio Michała Łapińskiego
OSTATNIA PRZEMOWA
Najwyższy Sędzio,
wnoszę, by było mi dane
wygłosić przemowę,
pewnie już ostatnią,
móc otworzyć głos
co we mnie milczący,
wysupłać pomału słowa zapomniane.
Nie miałem okazji,
nie miałem odwagi
zmieniały się czasy, osoby, mundury
a ja nie wiedziałem co trzeba wyrazić.

A może nie miałem nikogo stałego,
ważnego na tyle, bym ja się czuł ważny
i wiedział jak sobie to
w głowie ułożyć.
Choć zawsze miałem
coś do powiedzenia.

Pamiętam, że żyłem na innej planecie,
gdzie słowa powstają z bliskości oddechu
rodzą się z dialogu dwóch bijących serc.
Ale ta planeta gdzieś nagle zniknęła
znalazłem w pustej nieważkiej przestrzeni
było zimno i ciemno.
Starałem się żyć w bezmatczynym świecie.
Tyle lat, tyle słów niewypowiedzianych
tyle spraw niezrozumiałych – małych
i tych wielkich, którym trzeba wierzyć.
Tyle lat, tyle słów nieznaczących
tyle spraw niepojętych – małych
i tych wielkich, którym trzeba wierzyć.
Tyle lat, tyle słów niepotrzebnych
tyle spraw nieistotnych – małych
i tych wielkich, którym trzeba wierzyć.


Obiecują zwycięstwo, dla którego warto
kłamać, strzelać i zabijać,
nadziei pogrzeb świętować jak tryumf
nad zboleniem duszy.
Wtedy można wygrać każdą wojnę –
pierwszą, drugą i trzecią —
w złośliwym pamflecie
lub w obcym języku
i zapomnieć o trupach za ściana.
Uczyłem się się żyć w przekłamanym świecie.
Ten świat nie był zrobiony nadzwyczajnie
dużo było oszustw, mnóstwo niedoróbek
i nie było nikogo kto by reklamację
chciał przyjąć,
nie było odwołania.


Ojciec stwórca ciągle czymś zajęty
nie miał czasu ni chęci, aby się roztkliwiać
nad płaczącym chłopcem i nad jego brudnymi
potłuczonymi kolanami.
Wybierał się właśnie na brydża.
Też nauczyłem się grać
i to lepiej od niego.



Potem umiałem
już świetnie przemawiać
i potrafiłem każdego przekonać

o nieudolności prawdy,
o konieczności sądu
i bitewnej chwały,
o triumfie słowa nad ciałem.
Umiałem też dobierać stosowne krawaty.
Nie musiałem więcej
szukać odpowiedzi
bo kiedy garnitur słów dobrze leżał nie było więcej pytań.

Szukałem inspiracji w gładkości procedur,
znajdowałem wyjście
z labiryntu win
podążając za minotaurem.
Cienie chowały się
po zakamarkach
ból zamknięty był w pudle zegara.
Ten dębowy zegar
przestał wybijać godziny
nie poruszał go wiatr historii
dawał przykład solidności
i troski o zdrowie.
Prowadziłem z nim długie rozmowy

Teraz zaszły we mnie wielkie zmiany
słyszę inne głosy i rozmawiam z nimi
po cichu,
bo mój głos jest już raczej słaby.
Mówimy o spokoju, o trosce i bólu
o miłości, o bliskich, o żalu, o winie
o stracie i o klęsce,
o ostatniej nadziei.
To nowe miejsce jest białe i gładkie
nie jest zbyt wygodne
i brak mi powietrza
ale słychać jest tu znacznie lepiej —
tu może zaistnieć
niedopowiedziane i niewypowiedziane.
A teraz wygłaszam
tę ostatnia przemowę
przed pierwszym sekretarzem
nieba kancelarii
z nadzieją, że dostanę
jakieś dobre miejsce
w tej ostatniej kwaterze.
