Michal Lapinski Studio

ZŁODZIEJ KWIATÓW
only in Polish
Złodziej kwiatów
Zgłodniałymi oczyma patrzę na ogrody
jeszcze zimne, zbolałe przed nadejściem wiosny.
Z pragnieniem ukwiecenia noszę się od zimy,
czekając na zielone listki drzew i krzewów,
na kwietne pąki kiedy wreszcie się wyłonią
ze splotu miłosnego w trójkącie bezwstydnym —
słodkiego wietrzyka, deszczu oraz słońca,
którego potomstwo pojawi się wkrótce
jak ikra zapłodniona, rozlegle płynąca.
Tu i ówdzie da wreszcie początek istnieniom,
najpierw małym, lecz wkrótce w zapachach i barwach
wybuchłym płatków mrowiem oszałamiającym
nasyconym milczeniem, i oferującym
temu kto ich piękno posiąść zapragnie —
ułudę spełnienia,
chwilę wszechbarwności
— i zwiędły, zeschły
kres.
Czekam na tę chwilę, gdy ja, złodziej kwiatów
wkradnę się do ogrodu nocą, tam gdzie róże
czekają, by mą żądzę witać swym oddaniem,
wonnym i upojnym.
Ich kolce nie dla mnie
są, lecz dla tych co chcieliby kupić
i zniesławić, pokalać swym zgniłym oddechem
ich purpurowe, złote i różowe cudy,
wszech barw pocałunki, lekkie jak obłoki.

Na darmo! — One dla mnie tylko! —
Pochwycę je w ręce
i wydrę i wyłamię z grządki niewolącej
ich pędy i okwiaty, by całe naręcza
nieść przez mroczne ulice do mego siedliska,
gdzie zanurzeni w harmonii
zapachów, w poświacie
różowej i bolesnej…
dotrwamy do świtu.
Anioły i ludzie
Z katastrofy zrodzony anioł nienawiści
swoim skrzydłem zdradliwym zaklętym i czarnym
chce wymazać wszelkie ślady poczciwości
bo słabe są, mizerne i niegodne tego
co stanąć chce na czele krucjaty pachołków
w obronie cmentarzyska przed inwazją ofiar
stojąc murem. A gdy rozlegnie się hymn boży
to jeden z nich uderzy halabardą straszną
w tchórzliwym podnieceniu w wizerunek własny
by anioła bez zmazy i z sercem na wierzchu
unicestwić na zawsze.
Ten co z niebios upadł za pychę wygnany
zaczernił się na dobre, w zęby i pazury
uzbroił, w swej potędze opływa bezkarnie.
Ci co wygnani z raju za grzech świadomości
ziemię orzą i rodzą w bólu i radości;
ich owoce nie-wieczne - słodkie, gorzkie, mądre -
czy dociekają świtu w ślepocie i trwodze
czy je mrok pochłonie
na dobre?
Czy miłość już jest słowem całkiem wyświechtanym
jak okładka Playboya sprzedanym, zużytym?
Czy jest jeszcze nadzieja, że odżyje w kształcie
rubensowskiej madonny w sonecie Petrarki?
Może jednak zakwitnie pękiem bzu słodkiego,
orchideą księżyca, słoneczną begonią
w ogrodzie trójcy ludzkiej matki - ojca - dziecka,
którzy dzielą się chlebem z nieznanym przybyszem

Lenin wiecznie żywy patrzy na współczesność
Lenin otwiera zabalsamowane oczy,
rozgląda się dookoła
i z mina zdziwioną
głośno wola:
Nadieżdo, droga żono
zobacz sama co zrobiono
z naszym wspaniałym projektem
z naszą wizją natchnioną
równości i dobrobytu
jak ją załajdaczono.
Wspaniale planowaliśmy
i tak dobrze zaczęliśmy
budować pałace dla proletariatu
na grobach carów zgładzonych.
Ja zawsze miałem sen lekki,
bo zabijałem tylko na setki,
no może tysiące,
ale zawsze mając na myśli
by pokój na ziemi mógł się wreszcie ziścić,
ale potomstwo co się z nas zrodziło
wnet się zamieniło
w potwory nienawiści,
które mordowały miliony.
Każdemu według potrzeb być miało
a tu, patrz,
wszystkim za mało -
tym za mało chleba
tamtym mercedesów, ekscesów
i jachtów dalekomorskich,
nawet pałac za mały,
a wszystkim nie dość
gorzały.
A gdzie ten nowy człowiek
komunalny
światły dzielny i muskularny
ze świadomością misji dziejowej
miał zawieść ja do Afryki
i dać Ameryce kształt nowy,
a tu zamiast tego
jeden okrada drugiego
szarpie się beznadziejnie,
niszczy tych co myślą odmiennie
a wszystko wykupują Chińczycy.
Miała być nowa kultura,
obyczaje i sztuka,
pieśń na wszystkich ustach
i powszechna nauka,
a dzieci w czerwonych chustach
wyśpiewywać miały
zgodnym głosem ludu wieczną chwałę.
Zamiast tego od rana do rana
wszyscy pędzą po ekranach
wiedza nie liczy się wcale
i ginie w nawale
ćwierkania.
Nowi potentaci i wodzowie
inne sprawy maja na głowie
niż dobro narodu
czy zmianę świata na lepsze
są jak wielkie pozłacane wieprze
każdy przy korycie
myśli o swoim dobrobycie,
a jak się już nachapie
to przychodzi następny
i żre jeszcze więcej.
Każdy chce im dorównać
na swoim podwórku
i gumnie,
by zanim znajdzie się w trumnie
dorwać się do pieniędzy,
by więcej więcej więcej
posiąść
i nagromadzić
co komu się przyśni
na teraz i na zaś
i żeby za dużo nie myśleć.
Tak widzimy sami
co się stało
w międzyczasie
z naszymi pięknymi ideami.
Wszystko się połamało i zapomniało
ukryć tego już nie da się
I teraz
ziemia ciężko zdyszana
zabrudzona, skrwawiona i zmaltretowana
rzuca się w drgawkach
i powoli umiera.